W praktyce warsztatowej coraz częściej można się spotkać z problemami, na które skarżą użytkownicy samochodów z silnikiem Diesla z filtrem cząstek stałych.
Liczne opinie, jak również artykuły w tygodnikach motoryzacyjnych, przedstawiają filtry cząstek stałych jako największe zło. Brzmi to co najmniej tak, jakby konstruktor silnika chciał zrobić użytkownikowi psikusa, umieszczając tam FAP/DPF. Należy zdawać sobie sprawę, że każdy element konstrukcyjny silnika lub pojazdu nie jest tam umieszczony bez celu, czyli spełnia określone zadanie w całości konstrukcji. Podstawowym zadaniem FAP/DPF jest zatrzymywanie tzw. cząstek stałych (PM). Jest to bardzo istotne, gdyż w zależności od ich rozmiarów osadzają się w płucach ludzi (szczególnie dzieci) i mogą powodować rozwój chorób nowotworowych. Polska jest jednym z nielicznych krajów, gdzie praktykuje się bezkarne wycinanie filtrów. Ich usuwanie jest niezgodne z prawem.
Problem tkwi w tym, że w warsztatach praktykujących tę usługę znaleziono metody, które pozwalają oszukać diagnostę podczas badania technicznego. Obudowa filtra cząstek stałych jest rozcinana, wkład ceramiczny usuwany, następnie obudowa zostaje ponownie zaspawana. W efekcie obudowa filtra zostaje, ale bez wkładu. Bardziej pedantyczni mechanicy dokładnie szlifują spawy, w miejscach rozcięcia filtra. Diagnosta, widząc obudowę filtra, uznaje, że on tam jest. Standardowy analizator spalin nie jest w stanie dokonać pomiaru cząstek stałych. Są to dwa główne powody bezkarności takich działań.
Pełny artykuł przeczytają Państwo w numerze 7/2016 „Auto Moto Serwisu”